To kolejne "podejście" do czernic w tym sezonie. Pierwsze mniej szczęśliwe bo w polu widzenia znalazła się jedynie samica. Do tego panowały fatalne warunki oświetleniowe, zatem zdjęcia wyszły raczej marne. Nieco inaczej potoczyły się wydarzenia dnia dzisiejszego. Dzień, który wybrałem na obserwację czernic, okazał się wyjątkowo mroźnym i co gorsza śnieżnym. Aby wykonać kilka zdjęć w miarę godziwych warunkach oświetlenia, trzeba było godzinami przebywać na mrozie w nadziei, że ciężkie, śniegowe chmury, które nieustannie nadciągały ze wschodu choć na chwile się rozstąpią. Oczekiwanie na lepsze warunki, nie było jednak czasem straconym. Choć śnieg oblepiał wszystko a fotograficzny sprzęt nieustannie musiałem chronić przed opadami, warto było te godziny poświęcić na obserwację zajętych sobą pary czernic. Chwilami nie czułem już nóg i dłoni od przenikliwego zimna, jednak miałem wrażenie, że ptaki nieomal wdzięczą się do obiektywu.
Ona, bardziej powściągliwa i ostrożna trzymała się nieco dalej. Chwilami jednak podpływała odważniej do partnera, by dać okazję do wspólnego portretu. On, wyjątkowo aktywny nieustannie pojawiał się w polu możliwości teleobiektywu.

Samiec intensywnie poszukiwał pokarmu, co chwilę dając nura w morskie głębiny i powracając ze zdobyczą w dziobie. Kilka takich wycieczek pod wodę udało mi się uwiecznić. W takich momentach docenia się przetarte niebo i odrobinę więcej światła, by skracać czas naświetlania nie podnosząc wartości ISO do poziomu mniej akceptowalnych szumów. Szczęśliwie pod koniec dnia słońca na niebie przybywało i choć nisko już przemieszczało się nad zimowym horyzontem, był jego dostatek na wykonanie bardziej dynamicznych ujęć.
