Strzyżyk

Po wczorajszym, niezwykle udanym słonecznym poranku, dzisiejszy przywitał pluchą i porywistym wiatrem. Praktycznie nie rokował technicznych możliwości uwieczniania małych ptaków. Nie zachęcał też by w ogóle ruszyć się z domu. Jednak kto wytrzyma, skoro weekendowy dzień ucieka a na kolejny przyjdzie poczekać cały tydzień. Myślę sobie - a co tam. Objadę okoliczne pola, zajrzę nad jezioro, podniosę sporo ISO na wypadek spotkania większego ptaka i będzie dobrze. Nic z tych rzeczy, prócz aparatu gotowego na warunki ponurego dnia. Jednak wobec okazji uwiecznienia ciekawego gatunku, sytuacji lub miejsca, czym są niedostatki techniczne zdjęcia.
  
Z takimi okolicznościami przyszło się zmierzyć wobec spotkania strzyżyka. Straszna z niego malizna a ruchliwa jak żywe srebro. Przydybać go obiektywem to jedno. Inna rzecz to wyczekać moment gdy przestanie się wiercić. Jak z nazwy wynika, ta ptaszyna dosłownie strzyże nieustannie ogonkiem, podrzucając go energicznie w górę. Nie inaczej z resztą tej maleńkiej sylwetki, która bez przerwy się przemieszcza, rozgląda, skacze i podlatuje. Wobec długich czasów naświetlania w tak ponury dzień, niewielkiej przysłony i sporej ziarnistości matrycy, przez podciągnięte w górę ISO, zdjęcie jest - jakie jest. Jednak oprócz niego pozostało wspomnienie aktywnie spędzonego dnia i spotkania z tym maleńkim mieszkańcem starych lasów i wiekowych parków.