Kukułka (Cuculus canorus)


Kukułka (Cuculus canorus), jej głos znają chyba wszyscy. Kukanie, choć czasem mylone z pohukiwaniem grzywacza, jest jednak wizytówką kukułki. Dawniej wierzono, że ilość słyszanych dźwięków miała oznaczać liczbę lat do ślubu lub ilość lat w małżeństwie. W niektórych wierzeniach kukanie oznaczało ile lat życia pozostało słuchającemu. W istocie jest to pieśń godowa samca, szczególnie słyszalna w maju po przylocie ptaków na lęgowiska. Samice nie kukają, czasem wydają inny dźwięk, podobny do śmiechu. 

Nieodmiennie gatunek ten kojarzy się z kukułczym jajem. W potocznym znaczeniu jest to oczywiście podrzucenie komuś kłopotu lub niepożądanej niespodzianki. W istocie kukułka to pasożyt lęgowy podrzucający jaja do cudzych gniazd. Znanych jest około 200 gospodarzy, głównie wróblowatych. Jednak nie każda niechciana adopcja kończy się udanym wychowaniem kukułczego pisklęcia. Wynika to ze zbyt dużych różnic w zapotrzebowaniu pokarmowym obu gatunków ptaków. Czasem nie wystarczy nawet umieszczenie jaja we właściwym gnieździe. Inną obroną przed oszustwem kukułki jest bowiem rozpoznanie przez drobne wróblowe różnic pomiędzy jajami. W takim przypadku albo wyrzucają niechciane jajo albo opuszczają gniazdo.

Od maja do początków lipca kukułka składa na ziemi około 10–20 małych jaj w przynajmniej dwudniowych odstępach. Zwykle przenosi je w dziobie i wkłada do gniazda gospodarza, po jednym. Bardzo rzadko udaje jej się znieść jajo wprost do gniazda przybranych rodziców jej młodych.

Może tyle o zwyczajach lęgowych, które powszechnie znane, nie budzą już tyle emocji co sam wizerunek kukułki. To ptak ostrożny i płochliwy. Choć często słyszany, jednak dojrzeć go zwykle nie sposób. Dla obserwatora a szczególnie fotografującego stanowi zazwyczaj odległy plan. Bliskie spotkanie jest zatem kwestią przypadku i wobec tego nie ma co uganiać się za ptakiem, licząc na skuteczny podchód na niewielką odległość. Kukając swoją pieśń godową dość długo przebywa w jednym miejscu, jednak za chwilę potrafi przelecieć setki metrów. Zatem chodzenie za jej głosem jest podobnie bezcelowe jak męczące. Przy odrobinie szczęści w końcu przysiądzie w naszym pobliżu, zwykle gdy podczas zasiadki czekamy na spotkanie z innym gatunkiem. Mnie jeszcze taka okazja się nie trafiła, a zamieszczone zdjęcie to efekt dalekiego "pociągnięcia" teleobiektywem.