Dzięciołek, dzięcioł mały (Dryobates minor), dla mniej wtajemniczonych samiec z czerwoną czapeczką, samica z czarną, co będzie miało znaczenie patrząc na zdjęcia, w kontekście tego co za chwilę napiszę.
W internetowym opisie gatunku, rodem z Wikipedii czytamy: "Samiec i samica na zmianę opiekują się jajami i młodymi. Mają interesujący podział zadań - to samica zdobywa większość pokarmu, a samiec zajmujący się pilnowaniem nie oddala się zbytnio od piskląt. Gdy matka wróci przed dziuplą ojciec odbiera od niej pokarm i karmi wygłodniałe potomstwo".
Jednak opisany schemat zachowań pokarmowych nie dawał mi spokoju, zatem postanowiłem przyjrzeć się parze dzięciołków pochłoniętych obecnie karmieniem lęgu. Stanowisko obserwacyjne do najłatwiejszych nie należało, bo konieczność zachowania bezpiecznego dla ptaków dystansu, powodowało sporą odległość dla obiektywu oraz liczne przeszkody w postaci roślinności otaczającej dziuplę. Dom dzięciołków ... jeśli spodziewacie się gustownego otworu w drzewie, to nic z tych rzeczy. Nie będzie tam drzwiczek z napisem - "Tu mieszka rodzinka Dzięciołków". Ich dziupla jest niepozorna, o niewielkim otworze, raczej niedbale wykończonym. Nie sposób jej dostrzec, dopóki ptaki nie pojawią się u jej wejścia.
Obserwacja musiała być długotrwała, wielodniowa i wielogodzinna, co w przypadku nieustannie zadartej w górę głowy, nie było zajęciem komfortowym. Jednak godziny spędzone w tych warunkach warte były "zachodu", bo wnioski zadają się być odmienne, niż płynące z internetowego opisu. Na początku warto zauważyć, że dzięciołki dołączyły do mojej listy ptaków pożywiających się jętką majową. To ważny fakt, nie tyle dla mnie, lecz dla karmionych piskląt. Owady te są duże, stanowiąc konkretną porcję pokarmu, dostarczaną w krótkim czasie.
Siedząc w pobliżu drzewa wybranego na domostwo dzięciołków, miałem też okazję obserwować spory fragment rzeki, nad brzegiem której wspomniane drzewo rośnie. Była to szansa przyjrzeć się jak dzięciołki pozyskują jętkę. Nie podejmują jej z wody, na podobieństwo wcześniej opisanych gatunków innych ptaków. Łapią ją w locie i to dość zgrabnie, choć nie sprawiają wrażenia ptaków o szczególnych zdolnościach awiacyjnych. Niezależnie jak ocenimy powietrzny balet zawisających w locie dzięciołków, czynią to niezwykle skutecznie. I tu wracamy do sedna sprawy, bo oboje z rodziców na zmianę pojawiają się jętkami u wylotu dziupli, by za chwilę osobiście podać owady potomstwu. Nie ma tu miejsca na przekazywanie samcowi pokarmu, lub jego mniejszą aktywności w jego pozyskaniu, jak głosi Wikipedia.
Znając obyczaje rozrodcze jętki majowej wiemy, że wylot tych owadów nad wody rzeki nasila się w godzinach popołudniowych, osiągając apogeum wieczorem. Można zatem pokusić się o wniosek, że dzięciołki w tym czasie porzucają chwilowo cytowany podział ról i starają się do maksimum wykorzystać ten czas, by zdobyć jak najwięcej pokarmu.
Jednak obserwacje były wielodniowe i wielogodzinne, obejmujące również godziny poranne. W tym czasie zdecydowanie zmienia się dieta oferowana potomstwu. Tu podstawą są drobne owady, pieczołowicie zbierane w listowiu. Jednak i w tym przypadku, choć rodzice pojawiali się znacznie rzadziej z porcją strawy, jednak czynili to oboje. Zarówno samiec, jak samica znikali na długie minuty, by indywidualnie pojawić się u wylotu dziupli. Warto zaznaczyć, że taka wizyta, raz na klika przylotów kończy się wejściem do dziupli każdego rodzica z osobna i wyniesieniem w dziobie porcji zanieczyszczeń zaśmiecających gniazdo.
Wnioski z obserwacji ... zarówno samiec jak samica dostarczają pokarm do gniazda indywidualnie. W podobnych odstępach czasowych. Przynoszą podobne porcje owadów. Nie przekazują sobie zdobyczy w obserwowanym otoczeniu dziupli. Słowem to zespół zachowań, który przeczy twierdzeniom zawartym w opisie Wikipedii.
Oczywiście na swój sposób cenię sobie encyklopedyczny przekaz Wikipedii. Jest nie tylko pierwszym komunikatem o szukanym haśle, generowanym przez internetowe przeglądarki, ale wskazaniem dla dalszych poszukiwań informacji. Jednak wobec zawartej tam treści, należy zachować dystans, zdając się na uznane pozycje wydawnicze, wiedzę doświadczonych kolegów, lub obserwacje własne.

