Żuraw, ogromne stado u progu lata



Ostatnie dni poświęcone na zasiadki, ostatecznie doprowadziły moje stare kości to totalnego zastoju. Nadszedł czas, by ruszyć teren i dowiedzieć się co tam słychać po kliku tygodniach nieobecności. Przyszło mi zapuścić się głębiej w łąki doliny Redy, aż pod granicę rezerwatu Beka. Przynajmniej taki był plan, lecz nieoczekiwane spotkanie po drodze, znów zatrzymało mnie w bezruchu na długie chwile. Jadąc polną drogą, gdzieś w oddali zobaczyłem białawe plamy na tle zieleni łąki. Dopiero spojrzenie przez lornetkę upewniło mnie, że to nie wypasane bydło, a naprawdę liczne stado żurawi. Na ile się dało podjechałem w pobliże, pozostawiając samochód dosłownie na środku drogi wobec braku możliwości zjechania na pobocze. Ten pozornie nieistotny fakt będzie miał znaczenie dla dalszej opowieści. Krótko mówiąc, kryjąc się w osłonie wysokich traw udało mi się dotrzeć w pobliże stada. 

Ptaków było tak dużo, że chyba po raz pierwszy skorzystałem z dobrodziejstw obiektywu o zmiennej ogniskowej, bo chcąc zmieścić w kadrze całe towarzystwo, musiałem "zjechać" do 70 mm, a i tak spora część żurawi pozostała poza ujęciem. Od ptaków dzieliła mnie spora odległość, co sprzyjało obserwacji, bo moja ingerencja pozostała niezauważona. Gorzej, że taki dystans letnią pora stanowi pewien kłopot w uzyskaniu dobrej jakości zdjęć. Między obiektywem a ptakami, zgromadzona jest ogromna ilość rozgrzanego powietrza, a te drgając nie pozwala uzyskać oczekiwanej ostrości. To ważny czynnik. który warto mieć na uwadze fotografując w gorące, letnie dni. Pozostawmy jednak na boku wszelkie dylematy techniczne i wróćmy do żurawi. 

Zastany widok do złudzenia przypominał wczesnowiosenne zloty. Brakowało tylko klangoru, no i sceneria była bardziej zielona. Ptaki w tak licznym stadzie spokojnie pasły się na łące, do tego wszystkie były lotne, o czym miałem przekonać się boleśnie, za sprawą powiedzmy zaparkowanego samochodu. Już miałem zabrać się za liczenie ilości osobników, gdy dźwięk klaksonu, zmieszał się z furkotem poderwanego stada. Niech cię gęś kopnie, cisnęło mi się na usta patrząc jak za moim pojazdem awanturuje się jakiś emeryt, domagając się wolnego przejazdu. Żeby choć tylko trąbił, to nie, jeszcze cholera wylazła z samochodu machając łapami na całą okolicę. I po ptakach, choć pocieszam się, że w takich przypadkach musiało zadziałać Prawo Murphy'ego ... " Jeżeli coś może się nie udać – nie uda się na pewno".

Powróćmy raz jeszcze do samych ptaków i widoku tak licznego stada z końcem czerwca. Przyglądając się uważnie zdjęciom, widać tam same osobniki dorosłe. Nic w tym dziwnego, bo jest zbyt wcześnie na obecność w tej społeczności, ptaków z tegorocznych lęgów. Wypada zauważyć, że mimo wczesnej pory przystępowania żurawi do rozrodu, bo już w marcu, okres inkubacji jaj jest bardzo długi. Podobnie opieka rodziców nad potomstwem trwa wiele tygodni. Skąd zatem tyle osobników w czerwcowym stadzie?. To ptaki młode z zeszłorocznych lęgów i starsze (dojrzałość płciowa 4 - 6 lat), które nie znalazły jeszcze partnera. Do nich dołączyły również osobniki dojrzałe, które utraciły tegoroczne lęgi (drapieżnictwo, głównie ze strony dzika - niszczenie gniazd, równie istotne niebezpieczeństwo stanowi wzrost populacji lisa i jenota), lub do nich nie przystąpiły z innych powodów.