Wodzić na pokuszenie



Wodzenie młodych kaczek na wodach Zatoki Gdańskiej, jak się okazuje nie jest zwyczajem bezpiecznym. Zadziwiające jest zachowanie opiekunki lęgu, kaczki która mimo codziennych strat młodych, nadal uparcie prowadzi je na pewną śmierć. Jeszcze kilka dni temu wokół niej pływało osiem, dziś cztery kaczątka. Lecz na moich oczach, stan ten uszczuplił się o kolejne młode. Niestety kacza rodzina narusza terytorium mewy srebrzystej. To zwaliska głazów stanowiących przedpole falochronu gdyńskiego bulwaru. Miejsce to mewy obrały jako czatownię. Zasiadają tam praktycznie wszelkie roczniki, tego gatunku, w całym przeglądzie wiekowych szat. Tam pożywiają się babką byczą, po którą sięgają na przejrzystej i płytkiej wodzie. Czatują całymi dziesiątkami, nie pozostawiając miejsca dla innych gatunków, szczególnie tak mało ruchliwych jak kaczki, a tym bardziej ich młode.

Obserwowany dziś atak na kaczą rodzinę, zdawać się może nie był zachowaniem pokarmowym. Mewa porwała młodziutką kaczkę, po czy przeniosła ją w locie kilkadziesiąt metrów i upuściła ze sporej wysokości na głazy. Na tym skończyło się zainteresowanie napastnika zdobyczą. Również inne mewy, które przecież mają w zwyczaju wyrywanie sobie pokarmu, nie wykazały zainteresowania potencjalnie łatwym już posiłkiem. Recz jasna młode kacze poniosło śmierć na miejscu na skutek takiego upadku, po czym fala zmyła je  z kamienia i poniosła na otwartą wodę. O dziwo i tam, przepływających i przelatujących kilkadziesiąt mew, w ogóle nie było zainteresowanych martwym pisklęciem. 

No cóż, kacza mam sama prosiła się o kłopoty. Mewy zabijają bo mogą, choć przynajmniej w tym przypadku nie chodziło o zdobycz pokarmową. Ptaki wobec obfitość wspomnianych ryb, wyglądały na solidnie objedzone. Może zatem był to rutynowy lub instynktowny atak na łatwą zdobycz. Kto wie co w mewiej i kaczej głowie siedzi. Ostatecznie lęg krzyżówki zdaje się być straconym, o ile powróci na terytorium morskich drapieżników.