Dymówka ... happy hours



Niedawno pisałem o samodzielnych podlotach dymówek. Są jednak i takie, które dopiero teraz stoją u progu dorosłego życia. To czas gdy rodzice dokarmiają przez dwa tygodnie po opuszczeniu gniazda młode ptaki. To happy hours, szczęśliwe godziny w życiu przychówku. Dzisiejsza obserwacja i sesja zdjęciowa wymagała prowizorycznego kamuflażu i tu z pomocą przyszedł mój kapelusz z siatką maskująca. Ten niekłopotliwy zabieg, by nieco wtopić się w otoczenie dał okazję do kilku godzin w towarzystwie dymówek. Generalnie ptaki tego gatunku nie są płochliwe, choć sposobność do zdjęcia dają gdy na chwilę przysiądą, a to czynią rzadko. Inaczej jest z młodymi, lecz nie oznacza to błogiego lenistwa. Jako ptaki całkowicie lotne muszą wyszukać, obrać a czasem zmienić miejsce gdzie zasiadają w oczekiwaniu na pokarmowe wsparcie. W tym czasie oba pokolenia zachowują jednak ostrożność i do zdjęć należy usadowić się tak, by nie przeszkadzać i nie płoszyć rodziców, bo na długi czas pozostawią domagające się pokarmu dzieci. 

Kiedy przekonani, że nasza obecność nie naruszy procesu karmienia, możemy liczyć na kapitalne widoki. Młode dymówki sadowią się w małych rodzinnych grupach. Kilkoro braci i sióstr, dwa - cztery podloty wybierają jakiś wzniesiony punkt. Okap dachu, linię telefoniczną lub żerdź i tam obserwują nadlatujących z pokarmem rodziców. Każde z nich stara się zwrócić uwagę opiekuna, kierując ku niemu głowę. W tym czasie na planie zdjęciowym robi się żółto od barwy rozwartych i piskliwych dziobów podlotów. Karmienie jest błyskawiczne bo ptaki robią to w locie, dosłownie na ułamek sekundy zawisając na potomstwem, w jednym lub wielokrotnym nalocie z jedną porcja pokarmu. W tym czasie okolica rozbrzmiewa gwarem i gorączką starań, bo najczęściej w pobliżu siedzi druga, trzecia rodzina dymówek.

Zdjęcia tego misterium nie należą do najłatwiejszych, szczególnie dla mnie bo fotografuję z ręki. By jednak uchwycić moment podawania pokarmu trzeba nieustannie mieć skierowany obiektyw na młode ptaki. Taka pozycja w końcu zmęczy ręce, zatem pomocnym będzie statyw. Choć podloty sygnalizują przylot rodziców, ale często to fałszywy alarm. To ptaki nadlatujące do innej grupki młodych. Tym bardziej, że podrywając aparat w ostatniej chwili łatwo przegapić właściwy moment, bo wszystko odbywa się błyskawicznie. Dymówki to niezwykle szybkie ptaki, co zmusza do bardzo krótkich czasów naświetlania, nawet 1/4000 s, co za tym idzie wato wybrać dzień z dostatkiem światła. Na takie spotkanie mamy całe dwa tygodnie, lecz czas mija szybko i zbyt długo odkładając wyprawę, przyjdzie nam czekać do kolejnego sezonu lęgowego. To z pewnością strata, bo widok dokarmianych podlotów jest fascynujący.