Bekas kszyk (Gallinago gallinago), rezerwat Beka



To kolejne spotkanie w rezerwacie Beka z gatunkiem, którego do tej pory nie uwieczniłem. Tym razem nie było przypadku, bo kszyki obserwowałem od kilku dni. Są zdecydowanie bardziej ostrożne od biegusów zmiennych i podejście ich z marszu uznaję za niemożliwe. Pozostała zatem zasiadka w miejscu, które ptaki obierają na nocne i poranne przesiadywanie. Niewiele jest tak dostępnych miejsc i ostatecznie wybór padł na niewielką łachę brzegu pokrytą wodorostami. Osłonę stanowiła skromna kępa trzcin, u podnóża której należało się położyć jeszcze nocą, okryć siatką maskującą i czekać. 

To był loteria, bo niewiele bekasów odwiedza dość długie wybrzeże rezerwatu i mogą dowolnie wybierać stanowiska, choć te różnią się od typowych miejsc, które ptaki wybierają na poszukiwanie pokarmu. Do tego zawsze muszę pamiętać, że ogranicza mnie ogniskowa 300 mm, zatem jedynie bliskie spotkanie rokuje dobre ujęcie. Mijały godzimy, komary ucztowały na moim jestestwie, a plan zdjęciowy pozostawał pusty. Byłem już gotów zrezygnować, wygramolić się spod siatki i rozprostować zbolałe kości, gdy nagle jest. 

Przysiadł jakieś 5 metrów od obiektywu i zamarł spokojnie lustrując otoczenie. Składam się do zdjęcia, autofocus łapie delikwenta i z przerażeniem słyszę sygnał dźwiękowy pola ostrości, którego zapomniałem wyłączyć. W ciszy bezwietrznego poranka, to piknięcie brzmiało jak wystrzał z armaty. Widzę jak kszyk decyduje się mnie opuścić, spłoszony nieoczekiwanym hałasem. Trzy wyzwolenia migawki i już go nie ma. Po tylu godzinach wyczekiwania szczęście trwało 5 sekund. Jednak pozostała nieukrywana satysfakcja z wyboru sposobu, miejsca oraz pory i oczywiście ujęcia, które na długo zapadnie mi w pamięć.