Szlakiem ptasich wędrówek ... alarmowy 112



Obserwacje ptaków mają to do siebie, że oprócz nich doświadczamy przeróżnych sytuacji. Dziś jedna z nich stała się moim udziałem. Dołączyła do wielu przedziwnych zdarzeń, jakie nieustannie spotykają mnie podczas wędrówek. Plan był prosty, zameldować się w Rewie przed świtem, uwiecznić wschód słońca, a potem siewkowce. Część pierwsza zakończyła się sukcesem, z drugą poszło gorzej. Ptaki nie zasiadały, nie licząc dwóch biegusów zmiennych, jednego malutkiego i kamusznika.  Niestety od kilku dni wiej ze wschodu, a to nie sprzyja migracji. Choć robi się późno, mając na uwadze koniec września, jednak liczę, że zmiana kierunku wiatru na zachodni pozwoli na jeszcze kilka udanych spotkań z siewkowcami.

Jednak do rzeczy. Tradycyjnie zaległem na plaży otulony maskującą siatką. Jak przystało, zamarłem w bezruchu, a może zafundowałem sobie małą drzemkę czekając na lepsze światło. Nieopatrznie jednak stałem się obiektem zainteresowania a raczej troski grupy miłych pań, które zaszły mnie od tyłu, uprawiając poranny nordic walking. Słowem musiałem wyglądać jak zwłoki zaplatane w siec i wyrzucone ba brzeg, bo wspomniana wycieczka, jak się później dowiedziałem, gotowa już była dzwonić na telefon alarmowy 112. Nie wiem tylko, czy po lekarza pierwszego, czy ostatniego kontaktu. Podobno jednak się poruszyłem, bo jak się okazało panie uspokojone zrezygnowały z tego pomysłu. W kolejnym nawrocie raz jeszcze dotarły do mojego stanowiska, ale już siedziałem sobie na piasku zrezygnowany marnym przelotem ptaków. Już nawet nie złościła mnie obecność tak licznej grupy nad moją głową. Ostatecznie zaciekawionym paniom opowiedziałem co tu robię, nieco o ptakach, przelotach i fotograficznej pasji. Pożartowaliśmy, słowem zrobiło się miło i przyjaźnie. Muszę chyba na przyszłość oznaczać swoje stanowisko tabliczką z napisem - " Żyję, mam się dobrze, ciasteczka i gorąca kawa mile widziane ".