Dramat łabędzi w dolinie Redy



To kolejny łabędź niemy, którego próbowałem ratować. Choć znalazłem go niezwykle wycieńczonego, zdecydowałem się zawieźć go do lecznicy w Gdyni. Niestety nie przetrwał nawet podróży. Ilość  padających łabędzi w dolinie Redy, staje się poważnym problemem i jestem przekonany, że potrzebna jest zorganizowana pomoc. Sam nie dam rady przeglądać wszystkie kanały i pola, oraz odwozić ptaki do ośrodka rehabilitacji. 

Dziś znalazłem cztery martwe łabędzie i piątego, tego na skraju życia. Ptaki są w różnym stanie rozkładu i naruszeniu przez drapieżniki. To zaledwie na dwóch kilometrach. Z pewnością nie zdechły jednego dnia. To wygląda na skutki wygłodzenia, lub efekty ostatnich mrozów. Co gorsza na polach widać więcej łabędzi, skulonych i niemrawych, gdy w tym czasie inne osobniki są aktywne. Wydaje się, że jest potrzeba dotrzeć do wszystkich takich przypadków, bo pobieżne spojrzenie na przywierające łabędzie jest mylące. Ten, którego podniosłem, pozornie wyglądał na odpoczywającego przy burcie kanału. 

Może ten nieszczęśnik, który nie doczekał pomocy, posłuży do badań i ustaleniu przyczyny padania łabędzi. Powiadomiłem Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, która za jedną z możliwych przyczyn wskazała zatrucie środkami ochrony roślin, wobec rozpoczętych prac rolnych. Również wiadomość zostanie przekazana do Pomorskiego Zespołu Parków Krajobrazowych, który jak się zdaje ma możliwości patrolowe  w postaci ludzi i samochodów terenowych. 

Niezależnie proszę wszystkich, którzy odwiedzają dolinę Redy, by przyglądać się łabędziom i w razie potrzeby adekwatnie reagować.