Reda ... znikają trzy cenne gatunki ptaków



Pośród ptasich mieszkańców Redy jest, a raczej był zimorodek (Alcedo atthis). Jeszcze trzy lata temu widywałem sporo osobników tego gatunku, od roku praktycznie żadnego. Prawdopodobnie zimorodek nie znajduje już w rzece pokarmu w odpowiedniej ilości, bo to typowy rybojad. Utrzymywany na siłę status Redy jako wody górskiej, przez Polski Związek Wędkarki, powoduje, że w rzece jeszcze nie bytują gatunki ryb nizinnych w znaczącej liczbie. Natomiast nie ma już gatunków jak pstrąg i lipień, bo stada podstawowe zdolne do samodzielnego rozrodu z każdym rokiem się kurczą.

Szczególnie gatunku, który do tej pory dominował. Mam na myśli lipienia (Thymallus thymallus). Jego populacja z trudem jest utrzymywana i tylko za sprawą zarybień. Co roku do rzeki trafia ok. 30 tysięcy sztuk narybku z hodowli. Nawet te zabiegi nie są w stanie zmienić postaci rzeczy, bo większość młodych ryb szybko ginie. Po prostu nie są w stanie aklimatyzować się w rzece, zamulonej, przegrzanej i pozbawionej bazy pokarmowej. Jednak zarybianie jest kontynuowane. Wędkarze bowiem muszą się wywiązywać z umowy dzierżawnej rzeki, która narzuca coroczną ilość i rodzaj (wielkość i gatunek) narybku wpuszczanego do rzeki, zwanego operatem rybackim.

Pamiętać musimy, że nie tylko dorosłe osobniki zimorodka muszą zapewnić sobie odpowiednią ilość ryb. Ich młode już po kliku dniach od opuszczenia gniazda "porzucane" są przez rodziców i zmuszone do samodzielnych polowań. Nie mają takiego komfortu jak inne gatunki, gdzie podloty jeszcze całymi tygodniami są wspierane i dokarmiane. Dlatego zasobność wody w ryby, jest podstawowym czynnikiem skutecznych lęgów. Nawet nad rzekami bogatszymi w ichtiofaunę, niewielki procent młodych zimorodków przeżyje pierwszy rok. Również za sprawą wychłodzenia lub utonięcia, podczas pierwszych prób nurkowania.


Lipień (Thymallus thymallus)


Tak destrukcyjnych zmian, nie wytrzymał również pluszcz (Cinclus cinclus). Do tej pory zajmował z pliszką górską te same fragmenty Redy. Dziś ze świecą szukać tego gatunku. Jeszcze w zeszłym roku miałem szczęście widywać nieliczne pluszcze, w tym sezonie żadnego, choć na rzeką bywam regularnie. To niepokojące, bo choć gorące wiosna i lato nie wpływają korzystnie na kondycję rzeki, to ciepłe zimy ostatnich lat sprzyjały pluszczom. Powodem odwrotu pluszczy z Redy, może być również kurcząca się baza pokarmowa. Podstawową dietą tego gatunku są larwy chruścików, które praktycznie już w Redzie nie występują. Podobnie jak drobne skorupiaki, małe ryby oraz ślimaki wodne, jakie rzeka powinna oferować pluszczom, ale już tego nie robi. To skutek zmiany całego łańcucha troficznego, opisanego przy okazji prezentacji pliszki górskiej. 


Widok nurtu Redy, wartko przemykającego po skalistym podłożu należy już rzadkości. Takie obrazy zastępują bagrowane brzegi, muliste dno i roślinność wynurzona. Rzeka z każdym rokiem, coraz mniej przypomina krainę pluszcza.


Nad Redą brak też urządzeń hydrotechnicznych, szczególnie starego typu jak młyny wodne i jazy. To własnie w zakamarkach ich konstrukcji pluszcze zakładają gniazda. Alternatywą na miejsca lęgowe, były plątaniny korzeni drzew wrastających w nurt. Jednak i takich miejsc nad rzeką jest coraz mniej. Niezależnie, napierająca na rzekę urbanizacja, ruch miejski i turystyczny (również kajakowy), wprowadza niepokój w siedliska tego gatunku stroniącego od ludzi. Podobnej ludzkiej presji, poddawane są również zimorodek i pluszcz. 

Najbliższe, potwierdzone wiosną (obserwacja własna) stanowisko pluszcza, znajduje się nad potokiem Cedron w Wejherowie. Tam jednak łatwiej odnaleźć dogodne miejsca na bytowanie i wyprowadzenie lęgów.


Brodźce piskliwe (Actitis hypoleucos), na lęgowiska wracają parami w kwietniu i maju, by zająć wybrany i stały rewir. Przywiązują się do swego miejsca gniazdowania przez wiele lat, więc w dłuższej perspektywie czasu możemy monitorować gatunek w konkretnym siedlisku. Obecność tego osobnika odnotowałem na Redą 25.04.2018, z nadzieją ponownego przystąpienia do lęgu. Niestety wszystko wskazuje, że był to ptak jedynie na przelocie. Jeszcze w ubiegłych latach brodźce na Redą widywałem regularnie, przez cały okres lęgowy. W tym sezonie nie zasiedliły danych terenów. Podobnie jak zimorodki i pluszcze, brodźce piskliwe opuszczają udręczoną rzekę. To wielka strata, bo stanowiska tych gatunków nad Redą były niezwykle cenne. Wszystkie zaliczamy do gniazdujących w Polsce nielicznie, odpowiednio pluszcz - 3.000 par, zimorodek 6.000 par i brodziec piskliwy 2.000 par. 



Ten ujmujący, jesienny widok nadrzecznej alei klonów, to kraina pliszki górskiej i pluszcza. To jednak pozornie dziewiczy fragment Redy. Po lewej, tuż za drzewami znajduje się duży kompleks hotelowy. Prawy brzeg, do tej pory siedlisko pokrzywnicy (Prunella modularis), oraz innych gatunków, obecnie jest miejscem kolejnej inwestycji budowlanej. Praktycznie już zniszczono tereny lęgowe.

Opisane zjawiska i mechanizmy zmian środowiskowych rzeki z pewnością były procesem powolnym i stopniowym. Jednak w przypadku Redy, postępowały znacznie szybciej niż na innych rzekach Pomorza. Obecnie wszystko wskazuje, że został przekroczony punkt krytyczny. Wobec tak dalece posuniętej destrukcji rzeki, kiedyś ten dzień musiał nastąpić. Rok 2018 wydaje się takim czasem i niestety końcem niezapomnianych widoków zimorodków, pluszczy i brodźców nad jej brzegami.

Zamieszczone zdjęcia ptaków, to oryginale ujęcia osobników wykonane w miejscach na Redą, których pozycję zamieszczam poniżej :

25.03.2017 Współrzędne GPS Google:  stanowsiko pluszcza

12.02.2017 Współrzędne GPS Google: stanowsiko zimorodka

09.05.2017 Współrzędne GPS Google: stanowsiko brodźca piskliwego

Reda w całej swojej historii, nigdy nie stanowiła zagrożenia powodziowego, szczególnie dla zabudowy mieszkalnej, gospodarczej i pól uprawnych. Nawet przy kiedykolwiek notowanych najwyższych stanach wody, po ekstremalnych i długotrwałych opadach. Wręcz przeciwnie, posiadała i posiada naturalne tereny zalewowe, w postaci łąk i nieużytków. Mimo to kilka lat temu, pod pozorem ochrony przeciwpowodziowej, wykarczowano nadbrzeżną roślinność. Usunięto z koryta rzeki i jej brzegów wszelkie zawady, by udrożnić nurt pod spływy kajakowe. Zniszczono wiele stanowisk zwierząt chronionych i gatunków pospolitych. 

Na takim procederze zarobili wszyscy, firmy kajakowe i melioranci. Szczególnie ci ostatni szybko nauczyli się jak doić środki z Unii Europejskiej na tego typu inwestycje, idąc jak walec przez polskie rzeki. Przykładów takich działań w skali kraju są setki. Od betonowania brzegów, przez budowę małych elektrowni wodnych. Jak skuteczne są wobec takiego procederu władze i urzędy, przekonaliśmy się my i ptaki, przy okazji ostatniej afery ze zrzutem wody z tamy na Wiśle i zatopieniem lęgów.