Wschodni wiatr nad Zatoka Pucką, zmienił nieco linię brzegową. Napierające fale rozmyły kruchy pas kidziny. Organiczną warstwę szlamu i wodorostów, ulubione miejsce zasiadania siewek. W takich chwilach trudno o wybór dogodnego stanowiska na zasiadkę, bo plaże ciągną się kilometrami. Każda pozycja jest równie dobra jak zła, bo gdzie ptaki przysiądą staje się loterią. Przyznam, że nad brzegiem morza stanąłem bezradny. W prawo i w lewo, jak okiem sięgnąć pusto. To jeszcze nie czas gdy siewki nadlatują falami, jedno stadko za drugim i można liczyć na udane, choć losowe spotkanie. Odwiedziłem moje ulubione miejsce, małą zatoczkę wypełnioną gąbczastą i rozległą warstwą morskiego ziela. Jednak i ona znalazła się pod wodą.
Dnia przybywało, zrobiło się południe, a ja nadal wędrowałem, z każdą minutą bardziej zniechęcony. W pewnej chwili dojrzałem z oddali sylwetki kilku ptaków. Krzątały się przy niewielkim ugięciu brzegu. Jeszcze kilkadziesiąt metrów marszu i mogłem je rozpoznać. Krwawodziób i spore stadko brodźców piskliwych przepychało się o miejsce na małym kopczyku wystającym z lustra wody. Dzieliła mnie jeszcze spora odległość, lecz na tak otwartej przestrzeni ptaki szybko mnie dostrzegły i odleciały. Podejdę w to miejsce, myślę sobie. Skoro na kilometrach plaży wybrały to stanowisko i tak uparcie je okupują, to może powrócą.
Z plecaka wyjąłem siatkę maskującą i zaległem na pisaku w bezpiecznej, choć komfortowej dla obiektywu odległości. Minęło może pół godziny i pierwsze przyleciały brodźce. Paradowały przed moim stanowiskiem długie minuty. Choć wykonałem kilkadziesiąt udanych zbliżeń, to brak krwawodzioba trochę mnie smucił. Nagle jest, pojawił się jak duch. Przysiadł na kopczyku i rozgonił natrętne towarzystwo piskliwców. Niepodzielnie objął we władanie tą małą wysepkę pełną morskich smakołyków. Tak spędziliśmy wspólnie godzinę, przez którą kopczyka nie opuścił. Odłożyłem aparat, jeszcze długie minuty przyglądając się jego poczynaniom. W końcu opuściłem głowę przywierając do pisaku. Chyba się zdrzemnąłem, bo gdy ponownie ją uniosłem krwawodzioba już nie było.




