Czy ograniczyć ruch turystyczny w rezerwacie Beka?




Do nowego sezonu turystycznego pozostało wiele miesięcy. To dobra okazja, by bez emocji i pospiechu poczynić pewne refleksje. Tak postawione tytułowe pytanie, póki co wydaje się retorycznym. Jednak fakt, że pada ma swoje przyczyny. Zostawiając chwilowo na boku zakaz wstępu do zamkniętej części rezerwatu Beka, mamy do dyspozycji udostępnioną ścieżkę edukacyjną. Ta widzie nas od wału przeciwpowodziowego prostopadle do morza i dalej w pobliżu brzegu morskiego do zachodniej granicy rezerwatu. To niewielki dystans, zaledwie kilka kilometrów, który możemy pokonać w godzinę. Szczególnie atrakcyjną pętlę, oraz całą trasę zaznaczono kolorem czerwonym na poniższej mapie.

W tym miejscu zaczyna się kłopot, który dostarcza więcej pytań niż odpowiedzi. Beka to bez wątpienia cenny przyrodniczo i bardzo atrakcyjny turystycznie teren. Z pewnością zasługuje na swoją sławę oferując mnogość gatunków, szczególnie podczas jesiennych przelotów kiedy królują siewki, gęsi i kaczki. Podobnie wiosną spotkamy prawdziwe perełki, np. pliszkę tundrową, czy świergotka rdzawogardłego. Równie cenne są stanowiska gniazdujących tam ptaków, jak pliszka cytrynowa, świergotek łąkowy, dziwonia, zimorodek, czajka, ohar, kszyk czy krwawodziób. Mamy zatem w sumie pokaźną ofertę awifauny oraz urokliwe krajobrazy, czyli dla każdego coś miłego. Niestety powoli staje się to "przekleństwem" Beki, bo z każdym rokiem ilość odwiedzających rezerwat gwałtownie wzrasta. Jeszcze ścieżka edukacyjna mieści tak znaczną ilość gości. Jednak póki turyści szanują zasady ochrony, oraz zachowują zdrowy rozsądek.





Mapa źródło: Beka OTOP

Podstawowym kłopotem staje się ruch rowerowy. Nie tylko jego znaczące natężenia na betonowej drodze wału stanowiącego granice rezerwatu. Gorzej, że wielu cyklistów tarabani się z rowerami w kierunku morza i dalej wzdłuż jego brzegu, ścieżkami które absolutnie nie są do tego przeznaczone i przystosowane. To wprowadza dotkliwy niepokój w siedlisku, szczególnie gdy z rowerami pchają się wieloosobowe wycieczki. Do tego droga w piachu lub błocie jest na tyle męcząca, że wielu urządza sobie postój w strefie chronionej na podobieństwo małego biwaku. Może zatem ograniczyć ruch rowerowy, lub całkowicie jego zakazać na ścieżkach edukacyjnych. Podobnie czy w ogóle ograniczyć ruch turystyczny przynajmniej w okresie lęgowy. 



Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie, lub postulować takie rozwiązania. Pamiętać musimy, że wszelkie zabiegi ochronne są na tyle skutecznie, na ile sens ich rozumiemy i szanujemy. To jednak wymaga żywego kontaktu z naturą, obserwacji przyrodniczych zjawisk w terenie, lub choćby podziwiania nieskażonych ludzką ręką widoków. Zatem bezwarunkowe ograniczanie powyższych niekoniecznie służy ochronie przyrody. Ludzie powinni przeżywać własnymi zmysłami to co należy chronić i zachować dla przyszłych pokoleń. To z tej przyczyny powstała ścieżka edukacyjna, która z definicji swojej nazwy spełniać ma takie zadanie. 

Niestety Beka nadal doświadcza bezmyślnych zachowań w postaci biwakowania, grillowania, palenia ognisk plażowania i kąpieli, uprawiania sportów wodnych i pozostawiania gór śmieci. To nie tylko przywara turystów, ale wstyd przyznać również rodzimych mieszkańców. Ten jegomość długo nie potrafił zrozumieć, że jeśli dziad i ojciec poławiali bursztyn na Bece, to on już nie może. Obecnie chroniona jest również strefa wód morskich.


Inną sprawą są pielgrzymki fotografów. Również potrafią być uciążliwe dla mieszkańców Beki. Tu powraca powyższy dylemat, czy propagować walory rezerwatu pięknymi zdjęciami, czy ograniczyć ten ruch. Znów nie ma złotego środka, choć nasuwają się pewne rozwiązania. Jak na wstępie wspomniałem długość ścieżki edukacyjnej to zaledwie parę kilometrów. Z doświadczenia wiem, że nie ma sensu chodzenie po niej w kółko bez znajomości zwyczajów miejscowej i przelotnej awifauny. Wiele takich wyjść teren nie zaowocuje spotkaniem z ptakami, ani żadnym udanym kadrem. Zwiększy tylko i tak uciążliwą już presję. Wielu doświadczonych kolegów, znających Bekę to rozumie. Spotykamy się w terenie dzieląc się wiedzą i obserwacjami, szczególnie wobec fotografów którzy pierwszy raz odwiedzają rezerwat. W przypadku gości niekiedy zdarzają się próby wędrówki w kierunku ujścia rzeki Redy, a więc naruszanie zakazu wstępu do zamkniętej części Beki, ale to zdarzenia incydentalne.



Wobec powyższego myślę, że warto dobrowolnie korzystać z przewodnika, który wskaże najbardziej obiecujące pory roku czy dnia, a nawet dokładne stanowiska konkretnych gatunków i dyskretnie na nie podprowadzi. To zaoszczędzi wielu rozczarowań oraz niepotrzebnego zamieszania w rezerwacie, również naruszenia ustalonych przepisów. Z mojej strony deklaruję taką pomoc bezpośrednio w terenie, również informację co aktualnie na Bece się dzieje. Może kilku innych miejscowych kolegów również podejmie takie wyzwanie. Ciekawą praktyką są też wycieczki z przewodnikiem po rezerwacie, organizowane przez OTOP. W ich takcie z pewnością poczynicie wiele ciekawych obserwacji, również jest szansa na udane zdjęcia.

Poniżej przykład podprowadzenia kolegi na stanowisko pliszki cytrynowej. Można to zrobić jedynie przez kilka tygodni roku. Później ptaki zaszywają się ostępach rezerwatu. 


Idąc dalej cóż powiecie jeśli stwierdzę, że Beka jest miejscem fotograficznie przereklamowanym. Szczególnie, że sam publikuję sporą ilość zdjęć wykonanych w rezerwacie. Jednak gdyby pominąć czas jesiennych przelotów i fotografie wykonane w tym czasie na jej morskim wybrzeżu, liczba to spadłaby nieomal do zera. W rzeczywistości tereny rezerwatu to doskonałe miejsce na obserwacje z użyciem lunety lub lornetki. Jednak nawet ogniskowe 600 mm aparatów fotograficznych praktycznie nie zapewnią Wam rewelacyjnych ujęć. Tym bardziej gdy łąki nie zostaną podtopione. Jednak nawet solidne zastoiny wodne nie zawsze obdarzą widokiem w relatywnie niewielkiej odległości ciekawszych, czy rzadszych gatunków. Również gniazdujących, bo zwykle ptaki trzymają spory dystans od ścieżki edukacyjnej. Wiele też z nich zasiedla w tym czasie niedostępne zgodnie z przepisami strefy Beki.

Natomiast niedoceniana jest otulina rezerwatu i dalej cała dolina Redy, gdzie można poczynić równie ciekawe obserwacje, uwiecznić scenki z życia, lub portrety ptaków. Również wielu gatunków, z których słynie sama Beka. Widać to wyraźnie podczas zimowych miesięcy i letnią porą, kiedy w otulinie ze względów prawnych i technicznych zobaczycie zdecydowanie więcej niż w rezerwacie. To za sprawą możliwości urządzania dowolnych zasiadek, a nawet zdjęć bezpośrednio z samochodu lub roweru podczas objazdu ternu. 

Kończąc mam wrażenie, że przyszłość tej krainy, a szczególnie dostępność dla odwiedzających w dużej mierze zależy od naszego  zachowania w rezerwacie i wspólnej troski jego dobrostan.