Cyraneczki starorzecza Redy



Poszukiwanie zimujących cyraneczek nad brzegami Redy, okazało się trudniejsze niż myślałem. Pierwsze spotkanie było obiecujące i myślałem, że ptaki powracać będą w miejsce gdzie je pierwotnie zastałem. Po części to prawda bo zasiadają, ale wybierają każdego dnia inny rewir. Trudno zatem zdecydować gdzie się zasadzić, skoro do dyspozycji mam kilkanaście potencjalnych stanowisk na kilometrach rzeki. To wielka loteria i ryzyko spędzenia wielu godzin w czatowni bez gwarancji na zdjęcia. Tym bardziej, że trzeba wytrzymać w pozycji leżącej długi czas na wietrze, mrozie i w błotku, które stanowi podłoże.

Szczęśliwie gdzieś w zakamarkach pamięci odszukałem potencjalnie miejsce zasiadania wodnego ptactwa. To niewielkie bajorko, które nie odwiedzałem całe wieki. Połączone z rzeką małym kanałem sączącym wody Redy do starorzecza solidnie porośniętego nadbrzeżną roślinnością. Po co zatem cyraneczki mają zmagać się z wartkim nurtem rzeki, skoro mogą zasiąść w tak spokojnym miejscu.

Nie pomyliłem się, bo zbliżając się do tego stawku poderwałem parkę cyraneczek. Ku mojemu zaskoczeniu nad bajorkiem zastałem mały pomost, który okazał się doskonałym stanowiskiem na czatownię. Sucho, ciepło i wygodnie. Wystarczyło przykryć się siatka maskującą i czekać. Przyznam, że od lat nie zalegałem w tak komfortowych warunkach, mając przed sobą niewielki, ale uroczy plan zdjęciowy.

Po godzinie para powróciła. Miałem nadzieję, że zasiądą w jednym miejscu, ale ptaki tuż po wodowaniu się rozdzieliły. Kaczorek natychmiast zaszył się w tatarki. Na bardziej otwartej przestrzeni pokazała się samiczka. Kilkanaście minut paradowała przed obiektywem, by ostatecznie również zniknąć w gęstwinie szuwarów. Czekałem jeszcze długo, ale ptaki nie maiły ochoty się wychylić. Z pewnością tam powrócę jak tylko pojawi się okienko pogodowe, bo za oknem klasyczna szarówka. Mam przecież wielką ochotę na wizerunek kaczorka.