Mazurek, za ostatnim płotem




O wróblach i mazurkach napisano już tak wiele, że nie będę tu powielał powszechnie znanych faktów. Jedno jest pewne, to ptaki bardzo blisko spokrewnione, a ich populacje się przenikają. Po tym lakonicznym wstępnie czas na obserwacje własne. Okolice Redy, to miejsce występowania obu gatunków i to bardzo licznie. Wystarczy, że wyjdę na taras a przestrzeń wypełnia świergot niezliczonych ptaków. Pośród nich zdecydowana większość to wróble. Można je liczyć w dziesiątkach, a może setkach. Jednak w tym towarzystwie ze świecą szukać mazurków. Jeśli miałabym rzecz ująć statystycznie, to w proporcji 1 na 100 wróbli.


Zatem mazurki stanowią nikły procent miejskiej populacji wróblowatych. Wystarczy jednak minąć skrajne zabudowania Redy, by sytuacja radykalnie się zmieniła. Ostatnie płoty, czy drzewa to wyraźna granica terytorium wróbli i mazurków, choć to jeszcze strefa wspólna. Tam obie populacje najbardziej się mieszają, stanowiąc zintegrowaną społeczność. Dalej to już otwarte tereny doliny Redy. Rozległy obszar łąk, pól oraz śródpolnej roślinności. To prawie niepodzielna kraina mazurków i tam trudno szukać wróbli.

Pozornie w tym opisie nie ma nic odkrywczego. Przecież mazurek to wróbel polny i jak z nazwy wynika, ten rodzaj terenów winien zasiedlać. Jednak zabudowa miast ulega zmianie. Powstają nowe dzielnice jednorodzinnej zabudowy, do tego na terenach dotychczas zajmowanych przez mazurki. Tam ptaki pozostają, podobnie jak w młodych parkach, czy ogrodach. Wobec tego gatunek może być obecnie poczytywany jako miejski. Z pewnością jednak unika zwartej i starej zabudowy centrów miast. Mimo więzów krwi z wróblami, mazurki zachowują swoją tożsamość, zwyczaje pokarmowe i terytorialne co doskonale widać obserwując je w mojej okolicy.