W stosunku do ostatnich dni kaczek wyraźnie ubyło, ale pozostało trochę cyraneczek. Nadal siadały na otwartych przestrzeniach podtopionych łąk, ale kilka wylądowało na kanale Redy. Na kilometrowym odcinku trudno było przewidzieć gdzie się pojawią, ale ten kaczorek usiadł mi tuż przed obiektywem.
Takim to sposobem pokonałem wszelkie trudności z jakimi od kilku dni zmagałem się, by wykonać takie zdjęcia. Bardzo zależało mi na wizerunku samca, bo od długiego czasu wypatrywałem stosownej okazji. Panie cyraneczki wdzięcznie mi pozowały zimą, ale kaczorek był nieuchwytny. Jak pisałem w poprzednim artykule, kanały Redy do wyjątkowo trudny teren do fotografii czujnych ptaków, do których ten gatunek bez wątpienia należy. Ostatecznie znalazłem sposób, wybierając odpowiednie stanowisko, gdzie mój zmodyfikowany kamuflaż doskonale wtopił się nadbrzeżne sitowia i trawy.
Szkoda tylko, że chwilowo zniknęły rożeńce i świstuny. Jednak nic straconego, bo te ostatnie lecą z zimowisk aż z Indii i z pewnością jeszcze się pojawią. Generalnie weekend w dolinie Redy to marna pora na fotograficzne spotkania ze wspomnianymi gatunkami, bo przy tak słonecznej pogodzie panuje spory ruch turystyczny. Kaczki nerwowo reagują na widok zatrzymanego samochodu, rowerzysty, czy spacerowicza. Podrywają się z kanałów i łąk, nawet gdy od intruzów dzieli je kilkaset metrów.
