Wróble, majowe żółtodzioby.




Mamy połowę maja i nadal są gatunki, które nie przystąpiły jeszcze do gniazdowania, a nawet nie powróciły na tereny lęgowe. Przykładem dziwonia i tą powitamy dopiero z końcem miesiąca. Mimo to gatunek odnosi sukces populacyjny na swój sposób, bo ilość tych ptaków szacowana jest w Polsce na 50 tys. par lęgowych. To liczba porównywalna z remizem, gilem, pełzaczem ogrodowym, czy srokoszem. Wszystkie jednak nie mogą się równać z wróblem, bo jego populacja to nawet 7 milionów par. Jedynie zięba przewyższa wróble swoją liczebnością, przekraczając 8 milionów. 

Niech Was jednak nie zwiedzie ta ogromna ilość wróbli, bo gatunek może się zmierzyć z kryzysem. Od lat obserwowany jest spadek liczebności wróbli, choć przyczyny są znane. Jako ptak głównie miejskiej zabudowy, z trudem już odnajduje dogodne miejsca lęgowe. Nowoczesne elewacje, szkło i beton, oraz ocieplacie i renowacje starszych budynków pozbawiają wróble wszelkich wyłomów, dziur i zakamarków, w których budują gniazda. 

Mimo trudności wróble są ptakami niezwykle zaradnymi. Potrafią modyfikować swoje zwyczaje pokarmowe. Np. nauczyły się zjadać słonecznik, a z łupinami radzą sobie na podobieństwo klasycznych łuszczaków. Jednak to ogromny potencjał reprodukcyjny nadal utrzymuje ich populację na wysokim poziomie. Na zdjęciu podlot wróbla, wizerunek z połowy maja. Całkowicie zdolny do lotu i sporadycznie już korzystający ze wsparcia rodziców. To efekt pierwszego lęgu, lecz wróble jeszcze dwa razy wyprowadzą potomstwo. Do tego liczne, bo średnia ilość jaj w gnieździe to 6- 7.