Deszczowa piosenka trzcinniczka




Solidna ulewa zaskoczyła mnie w rezerwacie Beka i bardziej przemoczony już być nie mogłem. Taplałem więc w kałużach, a myślach nuciłem musicalowy standard ... Singin' in the Rain. Ten radosny nastrój udzielił się też ptakom, bo w strugach deszczu nie straciły weny, a wręcz wydawały się nad wyraz aktywne. Pliszki, świergotki i potrzosy wyglądały jak mokre kury, ale świergoliły, szukały pokarmu i przelatywały na kolejne stanowiska.  

Nawet trzcinniczek raczył się wychylić. Choć to typowy gatunek rezerwatu, jednak od wiosny starannie się ukrywał przed moim obiektywem. To pierwsze zdjęcia trzcinniczka w tym sezonie i trzeba było ulewnego deszczu, by łaskawca zaprezentował swoją postać. Był też najbardziej donośnym i wytrwałym śpiewakiem w strugach wody, a popisy wokalne przerywał przekąską w postaci owadów. No i tak sobie śpiewaliśmy z trzcinniczkiem deszczową piosenkę. On swoją ja swoją, ale razem.

To była jedna z najdziwniejszych sesji zdjęciowych. Woda zalewała mi oczy i aparat. W zaparowanym wizjerze widziałem zamiast ptaka ciemną, rozmytą plamę. Trzymany pod kurtą sprzęt wyciągałem jedynie na chwilę, gdy trzcinniczek pojawiał się na szczycie roślin. Miałem wtedy zaledwie kilka sekund na wykonanie ujęcia, nie będąc pewnym czy dobrze w niego celuję obiektywem. Szczęśliwie autofokus nie zwiódł w takich warunkach, co widać na zamieszczonych zdjęciach.