Łabędzim okiem




Ostatnio pisałem o morskim charakterze rezerwatu Beka. Dziś pragnę zwrócić uwagę na jego plaże. A dokładnie na odcinek brzegu najsilniej poddawany działaniu fal, a szczególnie prądów morskich, które od dziesięcioleci zmieniają linię brzegową. To proces powolny, choć nieubłagany. Swoje trzy grosze dodał też człowiek. Wszystko zaczęło się w 60-tych XIX wieku. Z pomocą holenderskich specjalistów zrodziła się koncepcja gospodarczego wykorzystania Doliny Redy, a jej bagniste tereny postanowiono osuszyć i wykorzystać rolniczo. 

Zatem skierowano rzekę Redę w nowe koryto, w bardziej w centralne rejony pradoliny i w takim kształcie widzimy jej bieg obecnie. Niesione rzeką namuły rzeczne przestały zasilać rejon poprzedniego ujścia i osady rybackiej. Teraz to centralny punktu ścieżki edukacyjnej rezerwatu. Na skutek zmiany prądów morskich, brzeg cofnął się  w tym miejscu o kilkadziesiąt metrów, redukując plaże do zaledwie wąskiego pasa. 

Jednak ten kruchy biotop odgrywa niezmiernie ważną rolę w życiu mieszkańców rezerwatu. Plaże to przede wszystkim miejsce odpoczynku licznych ptaków. Łabędzi niemych i kaczek wielu gatunków. Podobnie nurogęsi, które chętnie na plaże wyprowadzają potomstwo. Przysiadają tam siewki zmęczone przelotem z północnej Europy. Również pary lęgowe oharów chętnie sadowią się na plażach.




Patrząc na zdjęcie odpoczywających łabędzi, widać jak wąskim kawałkiem lądu są plaże rezerwatu. Miejscami to jedynie metr piasku. Do tego stale podmywany przez morze. które miejscami odsłania pokłady torfu wytworzonego na dnie pradoliny Redy w poprzednich epokach, w postaci tzw. wychodni torfu.


Poniżej kolejny widok na te formacje ( zdjęcie z roku 2017). Obecnie można je zobaczyć w takiej postaci, jedynie  przy bardzo niskim stanie morza.


Trudno się dziwić, że ochronie plaż poświęca się wielką uwagę. Płoszenie zasiadających tam ptaków to jedno. Inną rzeczą jest uszkadzanie struktury wybrzeża oraz roślinności, której korzenie umacniają brzeg. To niestety skutek również ruchu turystycznego. Tej części gości rezerwatu, którzy plaże traktują na podobieństwo kąpielisk w morskich kurortach. Pośród najczęstszych wykroczeń z przykrością należy wymienić typowy polski parawaning, kocyki, ręczniczki i rodzinne opalanie, oraz spacery plażami rezerwatu. Nie wspomnę już o pieczeniu kiełbasek na złotym pisku.



Presja na plaże rezerwatu, to nie tylko lądowy ruch turystyczny. Przybijanie do brzegów Beki przez jednostki pływające to przypadki, które nie należą do rzadkości. To zdumiewające, bo nawet już aplikacje Androida pokazują mapy Zatoki Puckiej z zaznaczonym rejonem morskim rezerwatu Beka, objętym ochroną i zakazem żeglugi oraz uprawiania sportów wodnych.


Wejścia na ścieżki edukacyjne rezerwatu Beka opatrzone są tablicami informacyjnymi. By uciąć wszelkie spekulacje i domorosłe interpretacje przepisów (typu plażowanie to nie biwakowanie) wystarczy przeczytać punkt pierwszy - "Zabrania się poruszania poza wyznaczoną ścieżką edukacyjną".  Udostępniony szlak dla turystów, w żadnym miejscu nie przebiega plażami i tego należy się trzymać.