Gdy za dnia gaśnie światło



Front niżowy, który do kliku dni usadowił się nad Polską dosłownie przyciska chmury do ziemi. Trudno się zorientować czy za oknem widać mgłę, czy tylko szary krajobraz. Jest tak ponuro, że nawet w południe ma się wrażenie, jakby ktoś wyłączył światło. W takich warunkach ptasie wyprawy zdają się bezcelowe, lecz to jedynie pozory. Mnie skusiła Rewa, z jej małym portem, morskim brzegiem wzdłuż trasy spacerowej i oczywiście słynnym cyplem. 

W miejscach tych zawsze coś się dziej, zwłaszcza gdy wieją bardzo silne wiatry jak ostatnio. Te potrafią zepchnąć daleko od tradycyjnych tras przelotu gatunki zadziwiające swoją obecnością w Polsce, jak widziany niedawno w Rewie płatkonóg płaskodzioby. Ja spotkałem kwokacza, choć to pospolity widok na przelotach. Jednak i on był zaskoczeniem, bo w poprzednich sezonach nigdy nie widziałem tego ptaka o tak późnej porze roku. 

Technicznie rzecz ujmując, takie ciemności za dnia inaczej postrzega nasze oko, niż obiektyw. Ten radzi sobie całkiem nieźle, szczególnie na otwartych, morskich przestrzeniach. Słabe, ale rozproszone światło wzmacniane jest odbiciem od wody. W sumie daje to spore możliwości nawet dla ciemnych, zmiennoogniskowych obiektywów. Przy ISO 400 można uzyskać czasy naświetlania rzędu 1/100 s, a to wystarczy do zdjęć mniej ruchliwych ptaków. Gorzej z ptasią drobnicą, bo te wiercipięty zwykle nie dają szans na udane zdjęcia przy takich ustawieniach. Rozczarowani mogą być zatem amatorzy śnieguł, których małe stadko nadal okupuje cypel w Rewie.

Jednak kwokacz to mistrz bezruchu. Gdy nie jest zaniepokojony, szuka pokarmu lub pielęgnuje upierzenie, zastyga w statycznej pozie. Jest niezwykle wdzięcznym modelem, szczególnie gdy niebo przybrało barwę wody a huraganowe wiatry ustały, co czyni morską toń gładką jak lustro. Niewiele w tych kadrach barw, do których przyzwyczaiły nas zdjęcia ptaków, lecz cenię sobie klimat takich ujęć.