Spełniło się marzenie, moje pierwsze jemiołuszki.



Na spotkanie jemiołuszek czekałem wiele lat. Nie tylko te kilka ostatnich, kiedy ptaki stały się  obiektem fotograficznych poszukiwań, ale całe życie. Oto spełniło się marzenie, bo wreszcie je zobaczyłem i zatrzymałem w kadrze. Niezależnie od sporej dozy szczęścia, która zwykle towarzyszy spotkaniu tego gatunku, musiały zaistnieć pewne okoliczności. 

Pierwsza to dość masowe pojawienie się jemiołuszek w kraju. Od wielu dni koledzy z całej Polski zgłaszali ich obecność, publikując wspaniałe zdjęcia. Lokalnie pojawiły się w Helu, Gdańsku oraz Gdyni i tam właśnie je zastałem. To miejskie stwierdzenia, a to drugi czynnik, który zdecydował o sukcesie. Ma to związek z bazą pokarmową jemiołuszek, bo zurbanizowane tereny zapewniają tym ptakom przynajmniej trzy pietra żerowania i atrakcyjną dietę. Przede wszystkim jemioły, które szczególnie chętnie porastają korony lip i topoli, drzew których w miejskim krajobrazie nie brakuje. Dawniej masowo sadzone ze względu na szybki wzrost, dziś dominują pośród osiedli. Jemioła wybiera zwykle drzewa przynajmniej dwudziestoletnie i to najwyższe piętro dla jemiołuszek. 

Upiększając stare blokowiska, czy wiekową zabudowę u podstawy takich zadrzewień tworzy się obecnie parki kieszonkowe, lub klomby z krzewów ozdobnych. Te stanowią kolejne dwa pietra pokarmowe w postaci jagód i owoców głogu, tarniny, dzikiej róży, śnieguliczki, jałowca, cisu i jarzębiny oraz innych mięsistych owoców krzewów i krzewinek. Teoretycznie można więc przewidzieć gdzie jemiołuszki przysiądą, lecz nadal to loteria o czym przez wiele lat boleśnie się przekonywałem.