Zdjęcia pełzaczy, to jak strzelanie do rzutków



Pełzacz leśny (Certhia familiaris)

W ostatnim czasie Waszą uwagę zajmowałem dawką morskich opowieści. Może już czas stanąć na suchym lądzie i rozejrzeć się, co w takim otoczeniu u ptasiej braci słychać. Bez wątpienia klimatycznie mamy przedwiośnie. Kwitną już przebiśniegi, choć drzewa nie dały się oszukać i tkwią z zimowym uśpieniu. To doskonała okazja, by odwiedzić pełzacze. Chętnie wybierają stare drzewostany gatunków liściastych. Łatwo je zatem odszukać w wiekowych parkach. Tam gdzie graby i buki z pewnością zobaczymy pełzacze, co nie oznacza, że dzień zakończymy udanym portretem gatunku. 

Powszechnie wiadomo, że ptaki te są ogromnie ruchliwe i trudno nadążyć za nimi obiektywem, a tym bardziej reakcją autofokusa. By dać sobie szansę warto skorzystać z zimowych dni, póki nie pojawiła się okrywa liści, tworząc dolne partie lasu mrocznymi. O tej porze roku pnie drzew są rozświetlone, co dla nas oznacza krótkie czasy naświetlania niezbędne przy ruchliwych pełzaczach. W praktyce to 1/1000 s, przy ISO 500. To doskonała kombinacja parametrów, wykluczająca też nieprzyjemny efekt szumu matrycy. Niezależnie zdjęcia pełzaczy, to jak strzelanie do rzutków. Celować trzeba nie tam gdzie są, a gdzie będą za chwilę :)