Kroniki portowe, cz.2 ... życie ptaków



Opisane w części pierwszej, przyczyny śmierci mew w porcie Władysławowo, mam nadzieję ustalają już odpowiednie służby. Może za jakiś czas poznamy odpowiedź. Póki co trzymam się swojej wersji, że ptaki te uległy " wypadkom komunikacyjnym" tłocząc się przy kutrach podczas wyładunku ryb. Jeśli tak jest w istocie, to dla jednych mew skończyło się to tragicznie, ale dla innych otworzył się róg obfitości pokarmowej. 

Obecnie w porcie koczują setki mew, choć dla wielu osobników to już ostatnie chwile zanim rozlecą się ku miejscom lęgowym. Korzystają więc ile sił w skrzydłach i dziobach, napychając się szprotem. Zdecydowana większość ptaków czeka na ryby, które spadają do basenu portowego podczas płukania ładowni i pokładów. Nie odpuszczają też kutrom, które ponownie wychodzą w morze, bo ich kilwater nadal pełen jest resztek ryb.

Jednak pośród zgiełku i zamieszania jakie towarzyszy wyładunkowi szproty, trafiają się mewy odważne. Te podkradają ryby bezpośrednio ze skrzyń na pokładach kutrów. Choć nic im nie grozi ze strony rybaków, to przekonane, że ogromnie ryzykują, starają się złapać w dziób tyle ryb, ile się tylko da. Trwa to kilka sekund, więc w takim pośpiechu i tak większość wpada im z dzioba, a połknąć udaje się jedną rybę. 

Mewy są w stanie jednorazowo pochłonąć ogromne ilości ryb. Dziwię się, że po takiej uczcie zachowują jeszcze zdolność do lotu. Potrafią też połknąć zdobycz, której umieszczenie w żołądku przeczy prawom fizyki. Czytaj: Ogromna szyja mewy srebrzystej

Jednak te setki osobników, najedzone do syta nie uszczuplą zawartości ładowni. Inną rzeczą jest marnotrawienie tej cennej ryby przez ludzi. Wprawdzie poniedziałkowy połów trafi do handlu w postaci konserw, czy ryb wędzonych, ale znacząca część połowów szprota przeznaczona na paszę. 

W tym roku widywałem ogromne samochody na nabrzeżach portu Władysławowo, które odbierały szprota luzem, transportując do przetwórni tego rodzaju. Tam z ryb produkowane są karmy do chowu trzody chlewnej i drobiu. By tego było mało dla zwierząt futerkowych, których Polska jest czołowym i niechlubnym producentem.

Połowy paszowe na Bałtyku to przekleństwo tego akwenu, bo zdziesiątkowały już populację śledzia i tylko czekać aż podobnie stanie się to z drugim gatunkiem. W ten sposób z wód Bałtyku zniknęły również dorsze. Nie tylko za sprawą rabunkowych odłowów, ale z głodu bo ich podstawowym pokarmem jest właśnie śledź i szprot. 

Wobec tego nie bardzo rozumiem politykę Unii Europejskiej, która ogłosiła moratorium na połów dorszy, dając czas na odbudowę populacji. Na kotwicach stanęła flota wędkarska specjalizująca się w połowie tych ryb, lecz nie zakazano połowów paszowych gatunków, którymi dorsze się żywią, więc kurty wetują sobie straty łowiąc obecnie te ryby. 

Warto wiedzieć, że to właśnie Polska odławia największą ilość szprota na Bałtyku, rocznie ok. 60 tysięcy ton. Niestety nadal z biologicznym dobrostanem Bałtyku ścierają się interesy szyprów, armatorów i państw nadbałtyckich, dla których rybołówstwo to ważny sektor gospodarki. To jednak temat morze.