Dzięcioł czarny


Moje próby złapania w kadr dzięcioła czarnego, trwały wiele ostatnich tygodni. Nasłuchiwałem, obserwowałem, oraz godziny spędziłem pod siatką maskującą. Wszystkie te zabiegi okazały się bezskuteczne. Osobniki tego gatunku zajmują ogromny rewir, więc gdy ja w jednej części lasu, to dzięcioł w drugiej i tak bez końca. Wszystko to w scenerii bukowego starodrzewu Kępy Redłowskiej w Gdyni, który porasta grzbiety nadmorskich klifów.  

Tam dawał znać głośnym wołaniem, oraz bębnieniem w grube i suche konary. W kilku miejscach jego rewiru stoją właśnie takie pnie, dosłownie obdarte, aż po rdzeń. Kilka razy też mi przemknął z daleka, lub w równie pokaźnej odległości przysiadł na chwilę. Jednym słowem nie spotkaliśmy się oko w oko i właściwie już się poddałem. 

Wszystko się zmieniło, gdy wczoraj szukając na morzu markaczki maszerowałem bulwarem w Gdyni. Najpierw go usłyszałem, bardzo blisko w koronach drzew porastających podnóże klifu, po chwili zobaczyłem Przysiadł kilkanaście metrów ode mnie, dosłownie na wprost obiektywu. Tak to już jest z ptakami. Czasem za konkretnym gatunkiem, a nawet osobnikiem chodzisz latami i nic. Innym razem niespodziewanie siądą ci przed nosem.