Zimujące wodniki Redy



Poradnik ochrony siedlisk i gatunków, podaje następującą informację ... "Na zimę wodniki odlatują z Polski na zachód i na południe Europy. Niewielka część populacji pozostaje w kraju, głównie w zachodniej i południowej części Polski. W Małopolsce zimą wodnik odnotowany był dotychczas 12 razy. W czasie łagodnych zim pojedyncze ptaki spotykano również w północno-wschodnich rejonach kraju".

Brakuje tu informacji o zimujących wodnikach Wybrzeża Gdańskiego, zatem postaram się uzupełnić tę lukę. Zacznę od tego, że populacja krajowa jest nieliczna, to zaledwie 20 tysięcy par lęgowych. Jeśli gro tych ptaków opusza Polskę na zimę, to szanse spotkania wodnika w lutym, radykalnie maleją. 

Z drugiej strony wzrastają, a to za sprawą warunków ciężkiej zimy. Niedostatek pokarmu zmusza te ptaki do porzucenia skrytego trybu życia, aktywności głównie o zmierzchu i nocą, typowego dla okresu lęgowego. 

Teraz wodniki wykorzystują cały dzień, stając się łatwiejszym obiektem obserwacji. Niewiele też wody jest wolne od kry, więc nietrudno przewidzieć miejsce spotkania. W mojej okolicy, praktycznie tylko rzeka Reda pozostała tym ptakom. Nie oznacza to, że mają tu łatwe życie. Choć nurt wolny jest od lodu, to brzegi już nie. Miejsca płytkie, które porasta trzcina i tataraki zamarzły. Nie mogąc tam żerować, siłą rzeczy przemieszają się na skraju głębokiej wody, pod nawisami stromego brzegu. Często też pływają, by przedostać się na kolejny, bardziej dogodny fragment rzeki. 

Podobne obserwacje i zdjęcia, były moim udziałem zimą roku 2017. Panowały wtedy identyczne warunki i wodniki nad Redą widywałem często. Inaczej bywało podczas zim łagodnych. Również tu przebywały, ale łatwiej im było kryć się przed człowiekiem. Niekiedy tylko widziałem czerwony dziób, lub jaskrawe oko, głęboko w trzcinowisku.