To nie była planowana wyprawa na pójdźkę, choć taką powinna być. Przecież do tej pory nie miałem okazji spotkać tego gatunku. Na jej zdjęcia powinienem przeznaczyć wieczór i poranek (z nocowaniem na miejscu). Pora doskonała, bo jeszcze noce krótkie i te kilka godzin oczekiwania nawet w samochodzie nie powinny być udręką.
Była to jednak spontaniczna reakcja na widomość, że jest i chętnie pokazuje się za dnia. Na miejsce dotarłem około godz. 8 rano i jeszcze dwa razy się wychyliła. Później chmury ustąpiły miejsca ostremu słońcu i zniechęcona pójdźka bezpowrotnie schowała się w kominie.