Dziś wytrzymałem od godz. 4 do 7, później upał mnie wygonił. Nie miałem też siły chodzić daleko i po chaszczach, więc tylko kilka krzaczków w Rewie. Jednak sporo się działo.
Choć uparłem się na makolągwy, to w tle nadawał świerszczak, przemknęło stadko wąsatek. Oczywiście liczne dzwonie, do tego trzcinniczki, cierniówki, piegże i rokitniczki.
Na cypel nie polazłem, tylko zerknąłem przez lornetkę na turystyczne piekiełko. Tam na jego końcu, grupka zdobywców szczytów odstawiała tradycyjny kabaret z selfie.